wtorek, 6 listopada 2012

10 najpopularniejszch filmów dekady

1.Fantastyczny Pan Lis (2009, reż. Wes Anderson)
Tak. Wiemy. Sami się zastanawiamy, jaki czynnik zadecydował o zwycięstwie akurat „Fantastycznego Pana Lisa” w naszym demokratycznym głosowaniu na film dekady. Sympatia dla wszystkiego, co jakkolwiek fantastyczne, jak można wywnioskować z naszego poprzedniego wielkiego rankingu? Sentyment do „Misia Uszatka"? Owszem, mamy słabość do poklatkowo animowanych zwierzaków, tym bardziej jeśli mówią głosami George′a Clooneya, Billa Murraya czy Meryl Streep. Potrafimy docenić kapitalne pomysły inscenizacyjne i scenograficzne. Ale to nie konkurs piękności, by sama przecudnej urody otoczka wizualna wystarczyła do wygranej. Z kolei merytorycznie Wes Anderson nie zdobywa Mount Everestu, tylko eksploruje te same tereny, co we wcześniejszych filmach aktorskich. Oczywiście na swój specyficzny sposób, gdzie neuroza i absurd, ironia i czułość tworzą wspólny porządek, zaś o sile rodziny stanowią nie więzy krwi, lecz akceptacja indywidualnych cech, a nawet dziwactw poszczególnych członków. Parafrazując Cormaca McCarthy′ego, to nie jest animacja dla małych dzieci; to kino andersonowskie pełną gębą – tyle że tym razem tą gębą jest lisi pysk. I może właśnie dlatego film sprawia tak dziką przyjemność, że nie sposób nie przyznać mu najwyższych not? W końcu jak często oglądamy pełnokrwistą tragikomedię kryminalno-egzystencjalną (motyw z wilkiem ma charakter niemal mistyczny!) w wykonaniu kukiełkowej fauny? Niby tak nam dalekiej, a zarazem tak bliskiej. „That was pure wild animal craziness”, jak mawia niejaki Pan Lis.    
  
 2. Zakochany bez pamięci (2004, reż. Michel Gondry)
Charlie Kaufman w ostatniej dekadzie zdobył sławę jednego z najciekawszych scenarzystów filmowych, jego nazwisko stało się marką samą w sobie. Pewnym problemem dla przeciętnego widza było to, że większość z jego dzieł („Być jak John Malkovich”, „Adaptacja”) było przewrotnymi zabawami, wyrazami artystycznej odwagi, bez specjalnego kontaktu z rzeczywistością. „Zakochany bez pamięci” (jak raczył piękny poetycki tytuł „Eternal Sunshine of the Spotless Mind” przełożyć nasz dystrybutor) to wyjątek, film w genialny sposób łączący w sobie oryginalność scenariusza z całkiem realistycznymi problemami. To także wysmakowana formalnie gatunkowa hybryda, łącząca w sobie klasyczne science fiction (opowieść o pewnym wynalazku i jego wpływie na ludzi) z komedią romantyczną i dramatem psychologicznym, na dodatek pełna doskonałych pomysłów narracyjnych Michela Gondry′ego. Ale fascynująca forma, kapitalna wizja ludzkiej pamięci, to tylko jedna strona medalu. Bowiem „Zakochany bez pamięci” jest pięknym hymnem na cześć miłości, filozoficzną bez mała rozprawką na temat człowieczeństwa, naszego odniesienia do innych ludzi, przyczyn uczuć, jakimi ich obdarzamy. Jeden z najoryginalniejszych i najmądrzejszych filmów dekady, wzruszający, intrygujący i bawiący, na dodatek ze znakomitymi, grającymi wbrew swojemu emploi Jimem Carreyem i Kate Winslet. Z pewnością film nie tylko na jeden seans.                                                                                                               3.Memento (2000, reż. Christopher Nolan)
Scenariuszowe i montażowe arcydzieło, jak mówią Amerykanie: second to none, autorstwa braci Nolanów: Jonathana i Christophera. Kapitalna konstrukcja opowieści o facecie, który pamięta tylko ostatnie pół godziny swego życia i to, co wcześniej zdążył wytatuować na własnym ciele (podobny chwyt mieli później zastosować twórcy „spalonego” hitu, serialu „Prison Break”, każąc głównemu bohaterowi pokryć własne ciało tatuażem z ukrytym planem więzienia), zapisać w papierowych notatkach, względnie czemu lub komu zdążył zrobić zdjęcie. Ostatni pewny dla niego fakt, to to, że jego żona nie żyje i ktoś powinien za to zapłacić. Zaczynamy mu towarzyszyć w momencie, który wydaje się być puentą całej opowieści: gdy morduje jakiegoś faceta. Cofając się półgodzinnymi skokami wstecz fabuły zaczynamy rozumieć, kim jest uśmiercony facet i dlaczego spotkał go taki los, tudzież kim jest główny bohater cierpiący na utratę pamięci krótkotrwałej. Prawie. Bo wreszcie docieramy do faktycznej puenty, zaskakującej, jak cała ta niesamowita konstrukcja. Świetna kreacja mało znanego aktora, Guya Pierce′a, kapitalna konstrukcja dwóch ciągów fabularnych, jednego biegnącego od przeszłości do przyszłości, drugiego zaś wstecz.                                                                                                                  4.  Wall•E (2008, reż. Andrew Stanton)
Już „Krótkie spięcie” udowodniło, że nie tylko w „Gwiezdnych wojnach” robot może mieć ciekawą osobowość, a nawet… mimikę (mimo że z całej twarzy ma tylko oczka-kamery i blaszane „brwi”), ale dopiero zespół Pixara ośmielił się uczynić robota głównym bohaterem – w dodatku bohaterem, który przez pierwszą połowę filmu nie wypowiada ani słowa. Wykreowana w komputerze wizja opuszczonego, pełnego śmieci miasta była tak plastyczna, że można by dać się nabrać, iż zdjęcia zostały nakręcone w prawdziwych dekoracjach ze zdalnie sterowanym robocikiem. Wall-E zyskuje sympatię widzów od pierwszej chwili, dzięki czemu z zapartym tchem kibicujemy wszystkim jego poczynaniom. Wątek uczuciowy poprowadzony jest niezwykle subtelnie – spójrzmy tylko, ile emocji zawiera scena, gdy robot po raz pierwszy bierze swą wybrankę za „rękę”. Zdecydowanie jeden z najbardziej wzruszających filmów animowanych, godny polecenia wszystkim, niezależnie od płci i wieku. A do tego jedno z najciekawszych science fiction ostatniej dekady, z przejmującą i wcale nie tak nieprawdopodobną wizją naszej przyszłości.                                                                                                                 5.. Toy Story 3 (2010, reż. Bradley Raymond, Lee Unkrich)
Godne zwieńczenie wspaniałej trylogii. Pixar w najlepszym wydaniu: rewelacyjna animacja, inteligentny humor, mnóstwo akcji i dużo wzruszeń. I choć lęk przed przemijaniem oraz tęsknota za bliskimi dotyczą tutaj „tylko” zabawek, są ukazane przejmująco. Film zahacza też o tematy zupełnie dorosłe: mamy tu totalitarną władzę misia, udającego dobrodusznego ojczulka (kto na jego widok pomyślał o Stalinie, ręka do góry), a także przerażająco ukazane zniszczenie psychiki, które dokonuje się za sprawą poczucia odrzucenia. Oczywiście nie mogło zabraknąć scen dynamicznej akcji (ucieczka z więzienia… to jest, przedszkola) i nawiązań do popkultury. Mamy zatem sceny rodem z westernu, Supermana, horroru i „Gwiezdnych wojen” (upadek Imperatora). Ale „Toy Story 3” to przede wszystkim film o nierozerwalnych więzach przyjaźni i utraconym na zawsze dzieciństwie. To właśnie dlatego triquel popularnej serii o zabawkach autentycznie .                                                                                                             6.Odlot (2009, reż. Pete Docter, Bob Peterson)
Koncept, aby nakręcić film dla dzieci ze średnio sympatycznym emerytem w roli głównej na dodatek w głównym wątku traktując o przemijaniu i jesieni wieku a przy tym wprawić w zachwyt najmłodszych widzów, jest wyzwaniem któremu sprostać może tylko nieustraszona drużyna Pixara. Jeszcze nigdy wcześniej nikt z taką lekkością i przystępnością nie tłumaczył zwyczajnej nieuchronności życia i jego często bolesnych losów, równocześnie kusząc magią pościgu za spełnianiem najskrytszych marzeń i doceniając ogromną wartość przyjaźni niezależnie od różnicy wieku. Studio Pixara już przy okazji „Wall•Ego” poszli o kolejny krok do przodu odchodząc od typowej historii dla dzieci, ale tak naprawdę to przy „Odlocie” zafundowali w pełni widzom w każdym wieku niesamowitą i niezapomnianą podróż nie tylko w nieznane, ale też w głąb samego siebie. Nawet bez pomocy baloników unoszących dom Karola Fredricksena, każdy wrażliwy odbiorca daje się ponieść urokowi „Odlotu” i odlatuje w całkowicie nową filmową krainę.                                                                                                                             7.Powrót (2003, reż. Andriej Zwiagincew)
Tylko iskra Boża mogła natchnąć debiutanta do stworzenia tak przejmującej historii. Można opowiadać o niej godzinami, ale niemożliwe jest uzasadnienie jej wielkości, tak jak niemożliwe jest racjonalne uzasadnienie istoty życia i śmierci. Ale czy w ogóle życie, śmierć czy nawet miłość da się racjonalnie uzasadnić? Raczej nie i właśnie częściowo o tym opowiada „Powrót”. Irracjonalność egzystencji postaci jest dla nas lustrem, jakby posiadającym bagaż – powtórzonego pięć razy – słowa Candyman. Zwiagincew mówi też o dojrzewaniu oraz szukaniu autorytetu za cenę wolności. Każdą scenę można rozumieć dosłownie (na linii człowiek-człowiek), jak i metaforycznie (na linii człowiek-Bóg). Udane połączenie najlepszych cech rosyjskich mistrzów, Tarkowskiego i Michałkowa. Genialna forma, piękna treść i winne właściwości, czyli wzrost wartości produktu wraz z wiekiem. „Powrót” jest bowiem filmem, który wraca we wspomnieniach,                                                                                                                   8. Spirited Away (2001, reż. Hayao Miyazaki)
Jeden z najlepszych filmów Miyazakiego, słusznie nagrodzony Oscarem, opowiada historię nieco rozpieszczonej jedynaczki, która musi podjąć pracę służącej w gigantycznej łaźni obsługującej japońskie bóstwa i duchy, a do tego znaleźć sposób, by uratować swoich rodziców i przyjaciela. Perfekcyjnie dopracowana scenografia z przebogatym tłem sprawia, że kolejne sceny można smakować po wielokroć, wciąż odnajdując nowe szczegóły. Niesamowita, oniryczna atmosfera (budynek-moloch, bezkresne morze po kostki, agresywne stado latających papierowych ludzików) połączona jest z typowo japońskim naturalizmem (Duch Bez Twarzy wymiotuje z przejedzenia, zaś krwawa scena ataku na futrzastego smoka sprawia, że filmu nie polecamy najmłodszym widzom). Do tego sympatyczni bohaterowie i połączenie znanych baśniowych motywów z całkowitą egzotyką. Czego chcieć więcej?http://esensja.pl/obrazki/plakaty/4116_spirited-away-200.jpg9. Bękarty wojny (2009, reż. Quentin Tarantino) Niesamowita jazda i z pewnością najlepszy film Quentina Tarantino od czasów „Pulp Fiction”. Po pierwsze – nieoczekiwana sekwencja genialnych scen, łamiących wszelkie reguły kina przygodowo-wojennego, będąc jednocześnie dla niego hołdem. Po drugie – kapitalna alternatywna wersja przebiegu II wojny światowej, nie budząca sprzeciwu, ale raczej przekonanie, że „tak właśnie być powinno"! Po trzecie – cudowna kreacja Christopha Waltza, jako jednego z najciekawszych czarnych charakterów dekady, z dzielnie mu sekundującymi Bradem Pittem w doskonałej formie i Diane Kruger w swej najlepszej roli. Po czwarte – „Bękarty wojny” są najbliższe klasycznej komedii, filmem przerażająco wręcz śmiesznym. Ale przede wszystkim widać w tym dziele ogromną frajdę twórców, która udziela się widzom i niekwestionowaną, szczerą, gorącą i w pełni                                                                                    10. 25. godzina (2002, reż. Spike Lee)
Nieszczególnie doceniane, o czym świadczy choćby ten ranking iMDB, a jedno z najlepszych dzieł w dorobku najwybitniejszego afroamerykańskiego reżysera. Nadmierny radykalizm ustąpił miejsca bardzo dojrzałej refleksji, jakby Spike Lee w końcu w pełni zrozumiał, że po każdej stronie barykady znajdują się różni ludzie, z charakterami niezależnymi od koloru skóry, pozycji społecznej czy seksualnej orientacji. „25. godzina” to przejmujący dramat dwuznacznego moralnie bohatera (znakomity jak zawsze Edward Norton), sugestywna opowieść o winie i (słusznej!) karze, a przy okazji także wspaniały portret Nowego Jorku tuż po pamiętnym zamachu z 11 września, stylowo namalowany przez Rodrigo Prieto przy akompaniamencie    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz